29 stycznia 2015

Accidental maroon chic




        Rok w formacie 24-godzinnym to zjawisko bezwzględnie cykliczne. Składa się zawsze z dwunastu miesięcy utkanych z dni, które uważny obserwator podzieliłby na godziny. Godziny złożone są z minut, a te z kolei z sekund, które można by w nieskończoność dzielić na tej nieskończoności coraz mniejsze fragmenty. Rok, czyli 365 dni opatrzonych swoim własnym  numerkiem, a nierzadko także patronem, mottem i hasłem przewodnim niezmiennie rozpoczyna się w styczniu. Wraz z pierwszym dniem tego najbardziej pierwszego z miesięcy wchodzimy również w karnawał. Czas radosnych (przynajmniej z pozoru) imprez do białego rana, mocnych makijaży i hektolitrów wypitych (różnych w zależności od pory dnia) płynów. Co roku to samo: nasze mocne, noworoczne postanowienia wystawione są na próbę balowania, szaleństwa, rozkoszy. I jak tu z tego wszystkiego wyjść z twarzą?

     Year served to us 24 hours a day is a ruthlessly cyclical occurrence. Inevitably composed of twelve months that are weaved from days.  Days can be divided into hours. Hours are made up of minutes that unfold into seconds. And seconds have millions of fractions in themselves, all piling up into infinity. Year has usually 365 days and its very own number. Sometimes someone gives it also a patron and motto. No matter what those are, year never fails to begin in January. The very first day of this month is also beginning of carnival, a strange period in which having fun is a must. You are supposed to dance, have fun and drink (water of course). How to come to terms with this pressure to enjoy the moment and inner compulsion to change your life in the new year?




Pracowanie nad własnym charakterem, korektę niezliczonych wad i walkę ze złymi przyzwyczajeniami zostawmy sobie na deser, to nie może być takie trudne. Dla prawdziwej kobiety, tej beztroskiej i oszałamiająco pięknej, powinien liczyć się przecież głównie wygląd! Jak skutecznie balansować pomiędzy presją środowiska, aktualnie panującą modą i własnymi przyzwyczajeniami, aby wyjść z karnawałowego szaleństwa obronną ręką?

Working hard to do away with the worst traits of your character is something I am unable to help you with. But one of the most important things for a woman to do is to look perfect in every single situation. How to strike a balance between current trends, window shopping and your very own  taste in difficult times of carnival? Listen.








1. Zapomnij o kolorach.

Nie, nie mam na myśli szat przeźroczystych niczym nowe szaty znanego nam z baśni cesarza. Chodzi mi głównie o wyzwolenie się z ogólnie panującego przymusu, że ubrania zimą muszą być ciemne. Nie każdej z nas dobrze jest przecież w nieśmiertelnej czerni, a każda inna barwa w wydaniu stroju wieczorowego może odnieść sukces!

1. Forget about the coloures.

I don't mean wearing transcendent things like in tale about new robes of the emperor. I am more about getting rid of some fixed preconceptions about having to wear dark things in winter or, even worse, only black for every special occasion. After all it's not the point to be in the colour of the crowd, but to be you!

2. Kieruj się instynktem

Bywa tak, że impreza już za kilka dni, a jedyne powtarzane przez ciebie zdanie zawiera nieśmiertelną frazę "nie mam się w co ubrać". Czasem warto jest wejść do tego jednego jedynego mijanego codziennie na ulicy second-handu, a nóż widelec coś tam na ciebie czeka!


2. Let the instinct drive you.

More often than not the closer the party, the emptier your wardrobe seems to be. Sometimes it is worth just to give a try to a second-hand you walk past every day, maybe this is a day?

3. Przypadek bywa najlepszym stylistą.

Stylizacja, którą dzisiaj widzicie, powstała jako hybryda tego, co akurat miałam pod ręką. Zamiana dżinsowej koszuli na marynarkę spowodowałaby natychmiastową zmianę wyglądu całej sylwetki i narzuciłaby pewien wymuszony szyk. A po co?


3. Coincidence happens to be the best stylist.

Styling you can see today is a cheerful mixture of everything I had at hand. Changing even one single element would lead to an instant change for more formal style, but for what reason?

4. W 90% ty to najlepsza wersja ciebie.

Zupełnie pozbawione sensu jest zakładanie czegoś, na co nie mamy w danym dniu ochoty. Nieważne jak elegancka, żadna sukienka nie będzie wyglądała dobrze w momencie, kiedy wolelibyśmy mieć na sobie koszulę i spodenki (ten zestaw też działa, wystarczy dodać szminkę).


4. In 90% you are the best version of yourself.

It makes no sense to wear anything you don't feel like at the moment. Advice seems stupid, but usually doing things against our mood is fatal in consequences indeed.







wearing Bershka dress / sh shirt / H&M shoes / handmade bracelets
// ph Monika Tokarczyk


Jakkolwiek banalnie mogą brzmieć moje rady, ja do tych prawd doszłam dopiero w siedemnastym roku życia. Taka jest właśnie stylizacja, którą widzicie na zdjęciach. Koronkowa, bordowa sukienka ma w sobie wszystkie cechy ciucha, który ma towarzyszyć nam przez całą noc: jest ultrawygodna, składa się tylko z jednej części (brzmi to głupio, ale jak praktycznie!). Lubię ten odcień koloru bordowego, ciepły i elegancki zarazem. Pomysł narzucenia szerokiej, dżinsowej koszuli to, jak już mówiłam, dzieło przypadku. (Ja nie założę?!) Wynikiem tego wszystkiego jest noszalancki, lekko mroczny grunge, który postanowiłam przełamać cekinowymi trampkami. Ani one bordowe, ani eleganckie, ale przynajmniej się błyszczą.

Jeśli chodzi o dodatki, to jak zwykle dobierałam je w najbardziej desperackim momencie pośpiechu. Bordowa róża (wszyscy wyobraźmy sobie, że żywa, że pachnie) nawiązuje do koloru sukienki, bransoletki noszę i tak codziennie, więc wielkim osiągnięciem nie są. To byłoby na tyle. 

Zdjęcia wykonane przez niezastąpioną Monikę Tokarczyk w Sali Lustrzanej w kieleckim WDK-u. To by było na tyle. Wracam na dobre. 
Xoxo Zuza!

However banal all this writing may seem, I have only came to understand some of those points in the seventeenth year of my existence. This comprehension led to the styling you can see today: a bit grunge, dark and joyful at the very same time. Lace, maroon dress is everything I may dream about for carnival. I like the colour (elegant and warm at the same time), the facture, the cut (only possible if you take into account how tall I am). Covering the whole thing with an oversize denim shirt is a bit nonchalant and seemed a real offence to some people I have a generation gap between. It gets even worse when you consider shoes: neither maroon, nor high-heeled, at last glittering.


When it comes to accessories, I have (as always) chosen them in a five-minutes-to-leave haste. Maroon rose (let's imagine it's real, with a delicate scent) makes the dress' colour even more deep. Those bracelets are my everyday companions, but happened to match the whole thing. 

Photos taken in WDK by irreplaceable Monika Tokarczyk. So be it. And what are your ways to survive the carnival? I am back in earnest.
Xoxo Zuza!