17 października 2014

Behind the bars




     W każdym z nas pozostał na pewno choćby ułamek tego, co kiedyś czyniło nas uczniami. Nawet jeśli pierwiastek ten nie jest już co roku podsycane szkolnym obowiązkiem, dawne przyzwyczajenia biorą górę i – zanim się obejrzymy – wszyscy jesienią przechodzimy transformację. Jak jeden mąż (może raczej jak jedna żona, bo to kobiety zwykle padają ofiarą jesiennych pułapek) rzucamy na dno szafy letnie sukienki w jaskrawych barwach. Pozbywamy się też pastelowych odcieni i lekkich materiałów. Generalnie jest to zabieg słuszny, wysoce praktyczny i służący naszemu, jakże narażonemu na szwank, zdrowiu. Jednak niezmiennie zaskakuje mnie to,  jak szybko w naszej szafie zaczynają królować ciężkie, grube materiały i kolory ziemi. Niby tęsknimy za latem, ale z radością zakładamy płaszcze, botki i spódniczki w kratę. No właśnie, w kratę.



   All those years of education, though may have been wasted in terms of the actual knowledge, have been more than educational when it comes to fashion. To cut the long story short, autumn makes us choose our clothes in a very specific, unchangeable way. No matter where you go, check can be seen: on warm sweaters, scarves and skirts. We get rid of colourful, light dresses we used to love in the summer (so much the better for our health). The thing that never fails to strike me as odd is how quickly it happens; the process of falling in love with the earthy colours, thick fabrics, classics in its darkest form. We do seem to long for the summer, but accept the passage of time and keep up appearances. Always well-looking!












Jakoś tak to bywa z tą kratką, że cyklicznie udaje jej się wrócić do łask. Już-już mówimy sobie, że nigdy więcej nie damy się wciągnąć w ten labirynt mrocznych pasków, tak kojarzony z chłodami jesieni. Jednak przychodzi lato, nasze serca topnieją i z zaskakującym wręcz entuzjazmem sięgamy po kraciaste spódnice. Czy to skutek oglądania pierwszego sezonu „Plotkary”, czy nostalgia za szkolnymi latami – tego nie wiem. Wystarczy powiedzieć, że kratka i w tym roku króluje na wybiegach, w sklepach i na ulicach.

The thing about check is that it always make sit to the top. Already despised by everyone, reflecting cold and sad, rainy days, it resembles of something good and cosy. That’s probably why it comes back in the full glory, our hearts melt at the sight of it. Whether this is one of the side effects of over-watching of the first season of Gossip Girl or longing for the school days – I don’t know. Suffice it to say that check is the queen of the streets now!




    Miałam ten akapit zacząć od słów „jestem na tyle szczęśliwa”, ale się powstrzymałam. Nie, nie nazwę tego błogosławieństwem, ale narzekać także nie zamierzam. Tak się po prostu złożyło, że od czterech lat dziesięć miesięcy w roku noszę do szkoły kraciastą spódniczkę. Fakt ten, kiedy zostanie zestawiony z danymi na temat czerwcowej irytacji i przemęczenia, zupełnie wybija mi z głowy kratkę na długie letnie tygodnie. Ale teraz, kiedy w jakimś stopniu wypoczęta wróciłam do szkoły, gromadzę dookoła siebie coraz to nowe kraciaste elementy. Kiedyś już pokazywałam wam sukienkę w szkocką kratę, a dzisiaj czas na spódniczkę. 


   This paraghrapgh was meant to start with the phrase ‘I’m lucky to…’, but I had a change of heart. No, this can’t be called luck, but I do not mean to complain. The thing is I have worn checked skirt every single school day for the last four years. This fact, when combined with typical of the June irritation, makes check the worst patterns ever during the summer. But now, once back to school, I fell like wearing it all the time – not only on my uniform. So time comes for a tartan skirt!





    Bardzo lubię jej odcień – naprawdę soczysta czerwień przełamana żywą zielenią. Teraz nadchodzi czas na zaprezentowanie kolejnych elementów mojej stylizacji i muszę się do czegoś przyznać – miewam obsesje. Jedna z nich, objawiająca się zwykle właśnie na początku jesieni, przejawia się fanatycznym łączeniem koszul ze sweterkami. (Tak bardzo mam wtedy przed oczami Rona w pierwszej części Harrego, kiedy świątecznego poranka staje w drzwiach dormitorium w rudym cudzie udzierganym przez Molly.) Wyciągam z szafy wszystko, co posiada choćby ślad kołnierzyka i szybko łączę z każdym możliwym sweterkiem. Tym razem padło na najbardziej wygodne wydanie dżinsu – koszulę w stylu lat 80. – i czerwony sweterek w geometryczne wzory. Wszystko to daje całkiem spójny, ciepły look idealny na najbardziej zimne z wrześniowych popołudni. Do tego zielone trampki i uśmiech, o który czasem może być trudno – szczególnie, jeśli przeglądając w antykwariacie książki, trafi się na niemieckojęzyczne wydanie encyklopedii medycznej dla wojskowych. 
Zdjęcia wykonała Monika Tokarczyk, a to przeurocze miejsce to niestety (jeszcze?) nie moja prywatna biblioteczka, a Antykwariat u Metzgera. Mam nadzieję, że wam się podoba!



I love this hue of green – so vivid and matching red. When time comes for introducing another elements of my styling, I have to admit: I happen to be obsessive from time to time. One of my latest obsessions is the one for combining sweaters with shirts. (Harry Potter scenes come to my mind, another obsession can be seen.) This time I chose a jeans shirt taken from the 80. and red sweater in geometrical patterns. All in all, the look is cosy, comfortable and ideal for cold, rainy days. I decided to add green sneakers and smile – something difficult to achieve, but always most desirable woman’s accessory. 
Photos taken in antiquarian bookshop – place I adore and could spent whole day plundering. My beloved photographer, Monika Tokarczyk took the photos. Hope you enjoy them!






wearing sh skirt / sh shirt / Berskha sweater / Mochito watch
// ph Monika Tokarczyk

























Na deser kilka kraciastych propozycji od projektantów - króluje niezawodna w tych kwestiach Chanel!

And, just for the good measure, a few checks by designers, mainly by always reliable Chanel. Enjoy!

Alexander Wang

Chanel

Chanel

Chanel

Chanel

Chanel

Paul Gaultier

4 października 2014

Retrospekcja, czyli pokaz Mariusza Przybylskiego


Uwielbiam pokazy takie jak ten: pełne ruchu, ekspresji, światła. Kiedy na wybiegu coś się dzieje, a każdy moment jest zaskoczeniem. Blask metalicznej czerni wiruje w srebrnych odcieniach stali, a promienie światła tańczą na mozaikach błyszczących kamieni. O czym mówię? O pokazie Mariusza Przybylskiego, który odbył się 3 października w Kieleckim Centrum Kultury. 

I simply do adore fashion shows like this one: full of motion and light. There should be something happening on the catwalk, that’s the point. The glitter of metallic blackness is swirling in sliver shadows of steel and rays of light dance on the mosaics made of crystals. What am I talking about? Fashion show by Mariusz Przybylski held at Kieleckie Centrum Kultury on 3th October.







   Tak, scenografia zdecydowanie była wielkim plusem całej imprezy. Na środku sceny obracało się nieustannie koło, po którym chodziły modelki – domyślam się, że nie była to prosta sprawa. Pokaz otworzył poruszający występ Kieleckiego Teatru Tańca. Jesienny klimat, utrzymany przez rosnące na samym środku drzewo, podsycany był zapachem liści i magiczną grą świateł. Można było patrzeć i patrzeć, chociaż same kolekcje mnie trochę zawiodły.

   Yes, the scenery was impressive indeed. In the very middle of the stage a circle was spinning and the models were walking around – s difficult task, I believe. The show began with a moving show by Kielce’s Dance Theatre. Autumn was all around, all thanks to the tree growing in the middle of the stage. The scent of leaves lingered on in the hot air and it felt like an ideal place to stay for the rest of the one’s life. The only thing to let me down were the designs themselves. 










   Pokaz nosił nazwę „Retrospekcja”, więc spodziewałam się prawdziwego przekroju przez prace projektanta. Tymczasem kolekcji było raptem cztery, a i te wyjątkowo mnie nie zachwyciły – ale może jestem wybredna.

    The show, though called ‘Retrospection’, contained only four colletions by the designer. What I must admit is that those haven’t won my heart – maybe I am choosy.






      Większość projektów utrzymana była w nie tak znowu spokojnej czerni – nie zabrakło łączeń materiałów, odważnych wycięć i prześwitów. Kilka minimalistycznych projektów przemówiło do tej cześci mnie, która fanatycznie uwielbia geometryczne cięcia, a stroje męskie naprawdę mile mnie zaskoczyły. Jedna kolekcja przywodziła na myśl Kraj Kwitnącej Wiśni, inne to futurystyczne marzenia o prostocie i elegancji. Wszystko brzmi świetnie, ale mnie czegoś zabrakło. A wam jak się podoba? Oceńcie sami!

     Most of the designs were black, but in the way that makes one stare. Many unusual fabrics, brave cuts and intriguing clearances. Some of the minimalistic designs found appreciation in that part of my soul which loves geometrical simplicity, and the men’s wear was a bit of a surprise for me. One collection was Japan-like, others futuristic. All in all – there was something missing, but I’ve yet to decide what. Just look at the photos and make up your minds!